7 lutego 2014

Skrzydlaty: Koniec to tylko nowy etap


„- Czy wiesz jakie są najcięższe grzechy twego życia?
- Popełniłem za wiele błędów, żeby ufać, że nie mylę się, kiedy teraz myślę o przeszłości.”
- Czesław Miłosz

Los uwielbia pchać nas w złym kierunku, wprost kocha stawiać przed nami wyzwania, którym w większej mierze nie jesteśmy w stanie podołać. Zapisuje w naszej życiowej księdze wszystkie błędy i niepowodzenia, a nigdy nie zechce zaznaczyć sukcesów, na które tak ciężko pracowaliśmy. Jest niesprawiedliwy, a trzeba przyznać, iż nic nie możemy na to poradzić. Owocom naszych cierpień poświęca większą uwagę, zapominając o podlewaniu radości. I właśnie w takim położeniu idzie nam rodzić się i umierać.
Granatowe niebo tej nocy mieniło się nie tylko od bladych gwiazd, lecz także od setek kolorowych fajerwerków, które rozcinały sklepienie co kilka sekund. Dochodziła trzecia godzina nowego roku, nowego początku. Fabien Homero zaśmiał się perliście wraz ze swoją jasnowłosą towarzyszką, zasiadającą na miejscu pasażera i ściskającą swoimi dłońmi jego miękką, puchową kurtkę. Niechlujnie roztrzepane pasma włosów chłopaka, wystając z pod wełnianej czapki, połyskiwały od śladowej ilości brokatu, a jego zielone, kocie oczy raziły lśniącymi iskierkami,  które pojawiły się zapewne pod wpływem gotującego się w żyłach alkoholu. Jednak on się tym w ogóle nie przejmował. Z zadowoleniem i nieopisanym szaleństwem przekręcił jeszcze bardziej rączkę gazu skutera śnieżnego. Dwoje młodocianych mknęło jednym z opustoszałych stoków, nie zdając sobie sprawy, że za chwilę ich nieodpowiedzialność zostanie podsumowana.

Światło nie było tak jasne, by razić. Nie było na tyle ciepło, aby czuć się niekomfortowo. Krople deszczu łaskotały naskórek, lecz zdawały się być… suche. Powoli uchylił powieki. Stał wyprostowany tuż przed drewnianymi, zniszczonymi drzwiami. Niepewnie wyciągnął dłoń i dotknął obdrapanej, pozłacanej gałki.
- Przybył kolejny, cholerni idioci– usłyszał gdzieś nad swoją głową skrzeczący, kobiecy głos, po czym niepewnie przeszedł przez próg. 
Dziewczynka zacisnęła przez sen dłonie w niewielkie piąstki. Krzyczała, lecz nikt nie przyszedł jej przytulić, pocieszyć, uświadomić, że to tylko zły sen, kolejny. Nie lubiła ich. Przytłaczały ją swoją treścią. Zawsze widziała w nich łzy. Objawiały się jej przypadkowe osoby, których nie miała możliwości kiedykolwiek wcześniej spotkać. Najczęściej płakały, niezależnie czy byli to mężczyźni czy kobiety, dzieci czy staruszkowie. Nie znosiła przyglądać się tym sytuacjom, wiedząc, że nic nie może poradzić. Postacie w jej snach różniły się. To kolorem skóry, to językiem w jakim szeptali pomiędzy sobą. Łzy każdy urania takie same. Sny kończyły się za każdym razem tak samo. Dwie pary starych drzwi, w praktyce niczym się nie różniące, zatrzaskiwały się z hukiem. I tym razem było identycznie.
Skuliła się jeszcze bardziej pod przetartym kocem i uchyliła lekko powieki. W około panowała ciemność. Wyciągnęła z pod koca lewą dłoń i dotknęła nieznacznie kącikiem wskazującego palca  leżącego na szafce nocnej zwiniętego kawałka pergaminu. Momentalnie zaiskrzył się i zapłonął żywym ogniem. Przyglądała mu się przez chwile, po czym jej powieki ponownie opadły, błagając o resztę pozbawionej wizji nocy.
– Siostro Magdaleno! Siostro!
Kobieta nasunęła na nos okulary połówki, a na ramiona zarzuciła śliwkowy szlafrok, który muskał swoimi brzegami stare panele wysłużonej podłogi sierocińca Najświętszej przy ulicy Roscoe w centralnym Liverpoolu. Podeszła do drzwi swojej sypialni, zza których dochodziło nawoływanie. Dużo młodsza od niej zakonnica, ubrana także w byle jak narzucony szlafroczek, dyszała ciężko po przebyciu w szybkim tempie góry schodów prowadzących od pokojów podopiecznych.
– Znowu? – zapytała starsza.
– Tym razem nie mogę tego ugasić! Lałam wody i lałam, a to dalej się pali!
Obie ruszyły żwawym krokiem po stromych schodach, by po chwili znaleźć się w ciasnym pokoju. Siedmioletnia dziewczynka siedziała na drewnianym łóżku, podkurczając kolana pod samą brodę. Jej ciemne włosy połyskiwały w świetle złotych płomieni iskrzących się na komodzie tuż obok.
– Mercedes, dobrze wiesz, że nie tolerujemy takiego zachowania! – starsza z kobiet podeszła do dziewczynki, chwytając ją za nadgarstek. Szarpnęła, a ta syknęła z bólu. – Bóg cię za to jeszcze potępi! – i gdy wbiła mocniej swoje grube paznokcie w delikatną skórę Mercedes, płomień zgasł, pozostawiając po sobie szczątki zwęglonych papierów i nadpalony blat stolika.
Jedenaście lat jak jedna mroźna zima.
Fabien kroczył pośpiesznie. Nie był pewny po co dokładnie wzywają go aż przed oblicza samego Duetu, ale był całkowicie przekonany, że musi być to coś naprawdę ważnego. Przez myśl przeszło mu tylko jedno – chcą go nareszcie wynagrodzić. Od dawna zajmował się tak nieważną jego zdaniem posadą. Jego pierwszym stanowiskiem był sentent. Nienawidził tej roboty. Przez wiele lat musiał pomagać żyjącym w podejmowaniu błahych decyzji. Zlatywał na ziemię, przechadzał się wśród ludzi, a gdy odczuwał, że któryś człowiek ma dylemat, miał za zadanie skierować go w odpowiednim kierunku. To była dla niego męczarnia. Jeszcze, gdy był człowiekiem cechowała go samolubność i zwyczajnie w jego naturze leżało jak najmniejsze zainteresowanie drugim człowiekiem. Przez długi czas zastanawiał się czy posadzenie go na tym właśnie stanowisku nie miało być ukrytą nauczką.
Z pozoru wyglądali jak zwykli śmiertelnicy. Jeden z nich siedział na śnieżnobiałej sofie, obracając w dłoni kryształowy kielich i śledząc, jak jego zawartość obija się o ścianki naczynia. Był odziany w prostą, grafitową szatę, odsłaniająca jedynie jego bose stopy. Oczy miał małe, przypominające szparki,  a usta przeciwnie – wydatne. W około niego dało się dostrzec nikłą poświatę, podobną do mgiełki. Nieopodal przechadzała się druga z boskich postaci. Ten był wysoki. Posiadał długie włosy o barwie zachodzącego słońca, które jakby iskrzyły się małymi płomyczkami. Fabien był przekonany, że to prawdziwe języki ognia wplatają się pomiędzy pukle włosów.  Fabien dostrzegł także trzecią postać, której na pewno nie powinno tam teraz być, jeżeli miałoby chodzić o jego awans. Baptist stał ze spuszczoną głową z rękoma w kieszeniach swoich ciemnych dżinsów. Jego blond grzywka opadała nonszalancko na oczy, ale i  tak dało się dostrzec przerażająco niebieskie tęczówki. Fabien często fantazjował o wydłubaniu ich jednym ze swoich paznokci.
– Zawsze były z tobą problemy – odezwał się rudowłosy, zwracając do Fabiena.
– Nie przesadzaj Seforyzie, z początku też myślałeś, że jednak zasługuje na miejsce w naszym królestwie – wtrącił się mężczyzna z kanapy.
– Zaprzestań Magnusie! Mówisz, jakbyś uważał, że popełniliśmy błąd. Bogowie nie błądzą, to rzecz ludzka!
Magnus nie skomentował ponownie słów swego brata. Wstał, dumnie się prostując i rzekł w stronę ciemnowłosego młodzieńca:
– Zawiodłeś Fabienie. Baptist jako oddany poinformował nas o twoim przewinieniu. Nie możemy tego lekceważyć. By ład i porządek trwał, nie dane nam udawać ślepych na takie czyny. Postanowiliśmy, iż zostaniesz wygnany z Bram Niebiańskich. Powrócisz na Ziemię, lecz nie do ziemskiego życia. Będzie to dla ciebie tułaczka bez jakichkolwiek przyjemności. Każdy musi ponieść karę.
Fabien zamarł, utkwiwszy wzrok w aniele, który stał wciąż w tej samej pozycji za plecami Seforyza. Baptist dopiero po chwili podniósł wzrok, czując moc spojrzenia na swoim ciele. Z markotną miną spoglądał, jak postać wygnanego zapada się w podłożu Złotej Sali.

13 komentarzy:

  1. Witaj, przeczytałaś mojego bloga, więc postaram się odwdzięczyć tym samym, chwilowo mam niewiele czasu, ale postaram się niedługo przeczytać :)
    Na przeprosiny, mogę zaprosić Cię na spis blogów: http://ludzie-pisma.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tej strony milksop. Wybacz, że komentuję z anonima, ale na "oficjalnym" mejlu czekam na ważną wiadomość i po prostu nie mogę się wylogować. :)
    Pierwszy rozdział bardzo mi się podobał, odnoszę wrażenie, że ten Baptist coś namącił i Fabien wcale nie jest aż tak winny. Chociaż, z drugiej strony, to w końcu aniołowie, więc nie mogliby raczej knuć... No cóż, zobaczymy. :)
    Wkradło ci się kilka błędów, np. "którym w większej mierze nie jesteśmy wstanie podołać" - tu powinno być "w stanie"; "Nie znosiła przyglądać się tym sytuacją" - tu "sytuacjom", a zdanie wcześniej zgubiłaś "e" w "niezależnie". A w ostatnim zdaniu, jakie wymawia jeden z boskich, zgubiłaś końcówki przy "Ziemię" i "karę". Wybacz, że się czepiam, ale to chyba zboczenie zawodowe. :D
    Tak czy owak czekam na następną część, pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A! Co do informowania - ja co jakiś czas odwiedzam blogi, które obserwuję, więc rozdziały mi nie umkną.

      Usuń
    2. Jeżeli chodzi o czyste i prawe zamiary aniołów. hmmm... w tym opowiadaniu nie zawsze będą one właśnie takie. Postanowiłam ich bardziej "uczłowieczyć", nadać cechy takie jak omylność, samolubstwo. Na wszystko przyjdzie czas.
      Dziękuję za wypisanie błędów, ja już tyle razy ten rozdział czytałam (rzygam nim), że chyba w pewnym momencie nauczyłam się go na pamięć i nie skupiałam się na sprawdzaniu i wyglądaniu literówek. Wszystko poprawione. :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Wpadnę jutro z jakimś sensownym komentarzem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie, dla odmiany, bardziej od prologu spodobał się rozdział pierwszy. I to wcale nie dlatego, że z prologiem było coś nie tak. Chodzi jedynie o to, że nie pozwolił Ci on na rozwinięcie skrzydeł w takim stopniu, w jakim zrobiłaś to tutaj.
      Choć, na początku, poczułam się nieco przytłoczona ilością przemyconych tutaj informacji, już pod koniec rozdziału [w zasadzie] wszystko było dla mnie w miarę jasne.
      Spodobała mi się ta koncepcja, że tak ją sobie nazwę, "wybrańca". Dlatego też interesuje mnie czym takim niepokorny [nie ma co ukrywać, że takim był i za życia] Fabien zasłużył sobie na tak ogromną łaskę, łaskę bycia aniołem. Tutaj z kolei pojawia się następne istotne pytanie: czym, dla odmiany, zasłużył sobie na "strącenie"?
      Niezmiernie intrygujący rozdział.
      Właśnie, zapomniałabym.
      Na rozwiniecie historii dziewczynki również czekam z niecierpliwością.
      Treści i formie nie mam nic do zarzucenia.
      To nadal ta sama, którą lubię.
      Wybacz, że piszę trochę nieskładnie i trochę naprędce, ale pomimo małej ilości wolnego czasu koniecznie chciałam dzisiaj wpaść i napisać kilka słów.
      Nieważne.
      Liczę na więcej.
      Pozdrawiam,
      Ulotna.

      Usuń
    2. Cieszę się, że moje opowiadanie potrafi postawić przed czytelnikiem tak intrygujące pytania i obudzić w nim cenioną ciekawość. To dla mnie bardzo ważne.
      Dziękuję za wizytę i również pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Miałam napisany komentarz, ale mój internet ostatnio lubi sprawdzać jak się niespodziewanie wyłączać i włączać, doprowadzając mnie do szału.

    Bardziej podobał mi się prolog. Rozdział jest bardzo ładnie napisany, fakt, ale co do akcji nie jestem tak przychylnie nastawiona. Jednocześnie jest to wszystko zagmatwane, jest tego dużo i jest to jakby nudne. Podobał mi się fragment z dziewczynką i nic więcej.

    Nie informuj, obserwuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każda opinia jest dla mnie ważna. Rozumiem, że może trochę zagmatwałam wszystko, ale w mojej głowie jakiś sens to ma i gdzieś w niedalekiej przyszłości z kolejnym rozdziałami mam nadzieję, że uda mi się go ukazać również czytelnikom.
      Jeżeli się nie zraziłaś miło mi będzie zobaczyć Twoje komentarze pod przyszłymi wpisami, jednak zdaję sobie także sprawę, że do wszystkich mogę nie trafić.
      Pozdrawiam i dziękuję za wizytę :)

      Usuń
  5. Trochę z opóźnieniem, dawno nie zaglądałam na bloga, ale dziękuję za wszystkie komentarze pod Portretami i obiecuję przyjrzeć się Twojej historii jak tylko uda mi się zamknąć sesję :)
    Pozdrawiam!
    [czarny-blues.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy

Szablon wykonała Sasame Ka dla Zaczarowane Szablony